Jak łatwo się domyślić - tłumaczy. Sam. Nie wrzuca angielskiego tekstu w google translate. To nie jest tłumaczenie. To jest sieczka. A jak już skończy, czyta to drugi, szósty i setny raz, żeby nie wysyłać korektorowi tekstu pełnego literówek. Chyba że chce pójść do piekła. Ale chyba nie.
Język. A nawet dwa. Obcy, z którego tłumaczy, i polski, na który przekłada.
Nawet jeśli znasz wspaniale język angielski/japoński/suahili, nic nam po tobie,
jeśli nie umiesz odpowiednio przełożyć go na język polski.
Korzystać ze słownika umie chyba każdy, ale na wszelki wypadek zaznaczę, że to też jest wpisane w ten zawód.
Jeśli nie znasz słowa - sprawdź. Nie wymyślaj. Nie kombinuj. Po prostu. Sprawdź.
Umiejętność kreatywnego myślenia mile widziana. Tłumaczenie nie polega na dosłownym przekładaniu słów.
Czasem trzeba się trochę wysilić i użyć wyobraźni, żeby miało to jakieś ręce i nogi.
Nawet jeśli znasz wspaniale język angielski/japoński/suahili, nic nam po tobie,
jeśli nie umiesz odpowiednio przełożyć go na język polski.
Korzystać ze słownika umie chyba każdy, ale na wszelki wypadek zaznaczę, że to też jest wpisane w ten zawód.
Jeśli nie znasz słowa - sprawdź. Nie wymyślaj. Nie kombinuj. Po prostu. Sprawdź.
Umiejętność kreatywnego myślenia mile widziana. Tłumaczenie nie polega na dosłownym przekładaniu słów.
Czasem trzeba się trochę wysilić i użyć wyobraźni, żeby miało to jakieś ręce i nogi.
0 komentarze:
Prześlij komentarz