Swoją drogą jest to dla nas tak samo zaskoczenie jak i dla was. Druga aktualka w miesiącu! Same ledwie pozbierałyśmy się po takim szoku, a co dopiero zrobi Eli, która nawet nie wie, że grupa ma nowy projekt. Well, teraz się dowie.
Co tam u was słychać, zapytacie. Czyżbyście miały nagle więcej czasu, że ruszyłyście dupy i rzuciłyście nam cokolwiek? Cóż, tak i nie. U Azbe chyba nic nowego, poza tym, że ogląda teraz chińskie dramy zamiast koreańskich, za to u mnie zmieniła się jedna bardzo istotna sprawa. Rzuciłam robotę. Drugiego dnia z samego rana siedziałam już w nowej, ale tutaj właśnie pojawia się istotny szczegół. Siedziałam. I właściwie nic poza tym. Oglądałam widoczki z okna samochodu i łapałam po drodze pokemony. Dzisiaj było już mniej kolorowo, bo parę razy musiałam wylecieć z paczką i nawet wsiąść na chwilę za kierownicę samochodu (skąd zostałam po kilku minutach usunięta, w obawie o zdrowie i życie wszystkich w zasięgu wzroku). Ale generalnie polecam, czuję się chwilowo jak maskotka drużyny, którą się przerzuca z auta do auta, żeby cała załoga mogła ją poznać. A potem dopiero zamknie się ją w biurze i każe wpisywać cyferki do kompa. W sumie po to się tam zatrudniłam, ale w aucie też jest mi całkiem wygodnie. Póki nie każą mi prowadzić jakiegoś dostawczego monstrum, które ma tylko lusterka boczne i nie mam pojęcia co się dzieje bezpośrednio za mną. Ugh.
Zanim znalazłam tę robotę aplikowałam też na staż w wydawnictwie. Jakiś miesiąc temu. Nie odpisywali, nie dzwonili, gołąb pocztowy też nie zastukał do mojego okna. W wiadomości na fejsie poinformowali mnie, że kontaktują się z wybranymi osobami. Odebrałam to jako sygnał, że nie zaliczam się w poczet wybrańców, dlatego zaprzyjaźniłam się z ogłoszeniami na gumtree. Zadzwonili dzisiaj.
No cóż, w ich biurze pewnie nie ma mapy San Escobar.
Wracając do wolnego czasu, z tym trochę gorzej, bo nadal wisi mi nad głową niedokończony licencjat. Miałam kończyć go w tym tygodniu, ale na moją drogę los ciągle rzuca kłody. Wczoraj nowa manga, dzisiaj domówka ze starymi znajomymi. Plan jest taki, aby skończyć to jutro, ale jak tam dalej pójdzie to jeszcze z własnej i nieprzymuszonej woli napisze do mnie ktoś, z kim bardzo chętnie bym się umówiła i wszystko szlag trafi. W sumie to na to nie liczę, ale skoro pojawiła się opcja spotkania ludzi, z którymi studiowałam ponad trzy lata temu i od tej pory kontakt z nimi miałam praktycznie zerowy, zaczynam wierzyć, że świat bardzo nie chce, żebym zdobyła wyższe wykształcenie i zrobi wszystko, żeby mi się to nie udało.
Teraz jeszcze słowo od Azbe, która ostatnio zajęła się ogarnianiem grupy (za co jej wszyscy jesteśmy dozgonnie wdzięczni) i ma dla was ogłoszenia parafialne:
<tutaj miał być tekst Azbe o tym, jak bardzo cieszymy się z każdej osoby, która dołącza w nasze szeregi, ale pochłonęła ją wizja artystyczna, polegająca na stworzeniu kolażu łączącego jej znajomą z gołębiami z Hatoful Boyfriend, więc na oficjalne powitanie wszyscy nowi prawdopodobnie jeszcze będą musieli poczekać. To nie znaczy, że kochamy ich mniej>
No a teraz przechodzimy do tego, po co wszyscy przyszli. Chociaż po liczbie komentarzy ostatnio zaczęłam wierzyć, że moje wypociny nie spotykają się z ogólną pogardą, a nawet potrafią ludzi ucieszyć. W jakimś stopniu. Nie tylko jako preludium do rozdziałów. Wdzięczna jestem bardzo wszystkim tym, którzy się u nas udzielają i wyprowadzają Eli z błędu, że "przecież tego i tak nikt nie czyta". Luv ya.
Okej, bo zagubiłam się we własnym strumieniu świadomości. Wszyscy już wiedzą, że podjęłyśmy się nowego projektu, więc chyba wypadałoby go przedstawić. Otóż jako wierne fanki Radzia i jego dzidy oraz Matsuriki i cycków na wodę, Azbe i ja zdecydowałyśmy się tłumaczyć wszystkie mangi tej autorki. Wszyściutkie. Dlatego nawet nie sprawdzałyśmy o czym ta manga jest, wystarczyło nam nazwisko autorki. No i to, że postaci wyglądają właściwie tak samo jak w Aoki Umi. I główna bohaterka jest ofiarą. No i w sumie na tym stanęło, bo po zrobieniu tego rozdziału nadal nie bardzo ogarniamy, co się w tej mandze dzieje. A próbowałyśmy.
Żeby równowaga w przyrodzie została zachowana, prawie kończymy jeden projekt. Prawie, bo zostało jeszcze kilka dodatków. Także możecie już pomału żegnać się z Kimi ni Koishitei desu ka. Tak żeby potem nie było płaczu, że oniejużkoniecjakjamaterazżyć.
O, jeden projekt kończymy całkowicie! Mamy dzisiaj dla was oneshota, który nie dość, że jest sam w sobie całością, to jeszcze definitywnie zamyka cały zbiór, który z większym czy mniejszym zaangażowaniem dłubałyśmy.
Do tego dorzucamy jeszcze Kyou, Koi wo Hajimemasu, gdzie Kyouta nie może się nadziwić, że jego dziewczyna ma czasem ludzkie odruchy oraz Toshokan Sensou, gdzie tradycyjnie bibliotekarze biegają ze spluwami (?!).
No to linki, bo mnie już chyba za bardzo ponosi flow.